Telewizja przypomniała Olgierda Budrewicza, podróżnika, dziennikarza, pisarza i popularnego varsavianistę.
Pamiętam, z jakim przejęciem wiele lat temu (chyba to były lata siedemdziesiąte) w niedzielne popołudnia oglądaliśmy w telewizji jego "Klub 6 Kontynentów". Takie podróże, o których mówił Budrewicz, nawet nam się wtedy nie marzyły. On był wszędzie, zresztą napisał nawet książkę o tym tytule "Byłem wszędzie". Książek napisał bardzo dużo, niektóre z nich wypożyczałam z biblioteki, czytałam, pamiętam, że jego reportaże ukazywały się też w "Przekroju" i w "Poznaj świat".
Ale nie o tym chciałam pisać.
Mój syn, dbając o moją kondycję, robi mi soki owocowe przy pomocy nowej wyciskarki. Bardzo to dobry sprzęt, znacznie lepiej się sprawdza niż dotychczasowa sokowirówka. Właśnie moim zadaniem jest teraz wypić dwie duże szklanki soku; w jednej jest pomarańczowo-grejpfrutowy, a w drugiej warzywny ze wszystkiego (marchew, burak, seler naciowy, liście szpinaku, kawałek rzepy, jabłko, pomidor, ogórek i aronia). Mam nadzieję, że jakoś podołam temu (zwłaszcza warzywnemu) eksperymentowi.
A teraz obejrzę ostatni odcinek "Rancza", ten sprzed wakacji. Wtedy nie mogłam go zobaczyć, więc nagrałam. Chyba trudno znaleźć większą entuzjastkę tego serialu ode mnie, ale o tym już kiedyś pisałam:)
I oczywiście luźne zdjęcia z Rzymu.